W tym roku na pierwszy spacer z Grzanką wybraliśmy się dopiero dwa dni temu. Nie udało nam się wcześniej z nią wyjść, bo najpierw nie było pogody, potem nie było czasu, potem czekaliśmy aż dotrze do nas nowa smycz, a na koniec nadszedł sezon przeziębieniowy. W ten sposób przegapiliśmy kwitnące drzewa i żonkile...
W sobotę Grzanka nas jednak zmusiła, żeby w końcu uwzględnić spacer w naszym planie dnia. Zrobiła to oczywiście na swój sposób, czyli miaucząc pod drzwiami, kiedy zobaczyła, że zamierzamy wyjść z domu.
Wybraliśmy się do Larkhall Park. Spacer był krótki (bo dzień wietrzny), ale pełen emocji - od początkowego strachu...
...do zaciekawienia (szczególnie wielką ogrodzoną "kuwetą", do której oczywiście Grzance nie pozwoliliśmy wejść).
Żeby nie myślała jednak, że wszystkiego jej zabraniamy, zgodziliśmy się, żeby sobie pojadła trawy ;)
Kolega Grzaneczki zwiedzał ostatnio rzeczkę, nawet próbował ryby łowić ;)
OdpowiedzUsuńDzielna kita .... :-)
OdpowiedzUsuń