środa, 29 lutego 2012

Z pewną taką nieśmiałością ;)

Nieśmiało zaczyna się wiosna. Od rana świeci słońce, a po błękitnym niebie płyną sobie spokojnie białe chmurki. Koty zaczynają więc nieśmiało się wygrzewać.
Zaczynają od łapek ;)

czwartek, 23 lutego 2012

Bura codzienność

Mijają kolejne dni, Florka jest u nas już ponad miesiąc i na razie nie zapowiada się na to, żeby szykowała się jakaś przeprowadzka. Kicia nie jest tym jednak zmartwiona. Czas spędza w bardzo przyjemny sposób.
Najczęściej można ją znaleźć w łóżku.

Czasem śpi, a czasem tylko udaje.


Gdy usłyszy, że ktoś nadchodzi, wystawia brzuszek do głaskania.


A jeśli akurat nikt nie ma czasu jej głaskać, łasi się do wszystkiego...


...albo próbuje zaprzyjaźnić się z żółwiem 
(ale nadal czuje się w jego towarzystwie niepewnie).


Ostatnio ma też więcej energii i zainteresowały ją zabawki.


A czasem... Czasem nawet liże Grzankę i pozwala się Grzance lizać. Jest to jednak tak niezwykłe zjawisko, że nie potrafię go dla Was uwiecznić. Musicie mi wierzyć na słowo ;)

piątek, 17 lutego 2012

Dzień Kota i Klopsik

Nasze koty mają Dzień Kota codziennie. Zawsze im ciepło, mają pełne miseczki i całą górę zabawek. Oczywiście czasem zabieramy je do weterynarza albo nie pozwalamy gdzieś wskakiwać, ale myślę, że i tak są zadowolone z tego, że u nas mieszkają.
Zwykle nie zapraszamy na bloga gości, bo musielibyśmy to robić prawie codziennie - tak wiele jest kotów w potrzebie. Dzisiaj jednak jest tak wyjątkowy dzień, że chciałabym Wam opowiedzieć o kocie, o którym myślę od kilku dni - o Klopsiku.
Oto on:

Klopsik nie miał dotychczas zbyt wiele szczęścia w życiu. Prawdopodobnie został wyrzucony z domu w czasie największych mrozów. Przyłączył się więc do grupy bezdomnych kotów. Nie wiedział jednak, do czego służą kocie budki, nie chciał w nich spać, siedział tylko na zamarzniętej ziemi i płakał. 


Aż w końcu Ktoś (czyli Kinga) się zlitował i zabrał go do weterynarza. Klopsik dostał tam własną klatkę i czekał na kastrację. A po kastracji miał trafić do nowego domu, już na zawsze. Niestety - okazało się, że jest chory na kocią białaczkę. Pani zrezygnowała z adopcji, a kotek został w lecznicy...


Kocurek jest młody (na pewno nie ma więcej, niż 2 lata), w 100% oswojony, lubi się przytulać i ma duży apetyt. I czeka...

(wszystkie fotki zrobiła Kinga)

Czeka na kogoś szalonego. 
Kogoś, kto nie ma jeszcze kota, a chciałby mieć, a przy okazji nie boi się wyzwań i chciałby zrobić coś naprawdę dobrego.
Albo kogoś, kto ma już kota z białaczką i szuka dla niego towarzysza.
Albo kogoś, kto ma koty szczepione na białaczkę i jeszcze trochę miejsca w sercu (i w domu) na kolejnego kota. Na chwilę albo na zawsze.

środa, 15 lutego 2012

Już po operacji :)

Już trzy miesiące minęły od pierwszej operacji złamanej łapki Florki (wtedy jeszcze zwanej Marysią ;)). Wybraliśmy się więc na prześwietlenie, żeby sprawdzić, czy można już wyjąć śruby. Oczywiście Florce wcale nie podobał się pomysł przejażdżki do weterynarza. Całą drogę miauczała i marudziła. Pewnie też trochę dlatego, że na wycieczkę pojechała na czczo.
Prześwietlenie wykazało, że łapka jest zrośnięta, więc zostawiliśmy Florkę w lecznicy - musiała poczekać na swoją kolej. Ja oczywiście cały dzień siedziałam jak na szpilkach i nie mogłam się skupić na pracy. Niby prosty zabieg, ale i tak się stresowałam. Dopiero wieczorem pojechaliśmy po naszą burą podopieczną. Okazało się, że nie było żadnych komplikacji i Florka na tyle już wybudziła się z narkozy, że mogła znowu miauczeć całą drogę do domu :)
A w domu została przywitana przez Grzankę buziakiem w ucho :D
Teraz Florka jeszcze odpoczywa i leży sobie ze mną pod kocykiem. Dziękujemy wszystkim, którzy trzymali kciuki :)

wtorek, 14 lutego 2012

Walentynki

Nie mamy w zwyczaju jakoś wyjątkowo obchodzić Walentynek. Wczoraj wybraliśmy się jednak do francuskiej restauracji na krakowskim Kazimierzu - Zazie. Wyszliśmy przejedzeni :)
Kotom też się coś należy z okazji Dnia Zakochanych. Dostały więc dzisiaj przysmaki w kształcie serduszek.


Florka zajadała ze smakiem.


A Grzanka nawet się nimi nie zainteresowała.


Ona by wolała nasze przysmaki - ciasteczka-serduszka z dżemem zrobione według przepisu stąd.

wtorek, 7 lutego 2012

Sprostowanie

Zaniepokojona tym, że rana na głowie Grzanki się nie goi, wybrałam się z nią dzisiaj do pani weterynarz. Oczywiście nie obyło się bez warczenia, syczenia i zapierania się wszystkimi czterema łapami przed wejściem do transporterka. Ale udało się ją zapakować i wyruszyłyśmy. Dobrze, że do lecznicy mamy tak blisko, bo było nam strasznie zimno. Aż Grzance nosek z jasnoróżowego zmienił się w czerwony. Na wizycie oczywiście nastąpił dalszy ciąg warczenia i syczenia... 
A teraz właśnie wróciłyśmy, więc przyszedł czas, żeby zdementować to, co wcześniej pisałam. Wygląda na to, że niesłusznie oskarżyłam Florkę o pogryzienie Grzanki. Pani weterynarz uznała bowiem, że rana na głowie nie wygląda na ugryzienie, ale na objaw alergii. Na co? Nie wiem. Będę musiała uważniej obserwować dietę Grzanki.


Na swoje usprawiedliwienie napiszę tylko, że pojawienie się dziury w grzankowej głowie i przybycie Florki do nas na tymczas pokrywają się w czasie - stąd ta pomyłka.
Florka została przeproszona i pogłaskana, więc chyba się nie gniewa :)