poniedziałek, 22 grudnia 2014

Ciepło czy zimno?

Czas leci szybko, jeszcze szybciej niż zwykle. Niepostrzeżenie nadeszła zima. Grzanka już jakiś czas temu odnalazła swoje nowe ulubione miejsce w domu - grzejnik :) 


Nie umie się tylko zdecydować, czy woli ten w łazience, czy ten w sypialni. Każdy ma swoje plusy - z łazienkowego wystarczy się wychylić, żeby zobaczyć karmnik, w którym buszują ptaki. Jednak czasem więcej ciekawych zdarzeń ma miejsce w sypialni. Oczywiście, jeśli kogoś interesuje grzechotanie, dzwonienie i szelest zabawek. A jak wiadomo, koty takie dźwięki uwielbiają :) Dlatego Grzanka czasem lubi być w pobliżu Lucynki.


A czasami wręcz przeciwnie. Chciałaby być jak najdalej od głośnego niemowlaka. Doskonali wtedy umiejętność otwierania drzwi i usiłuje się wydostać z mieszkania. Jakby myślała, że wszystko jest lepsze od mieszkania z nami - nawet bezdomność.
Mam jednak nadzieję, że ostatecznie wybierze ciepły grzejnik zamiast zimnego podwórka.

niedziela, 30 listopada 2014

Robimy postępy

Listopad minął nam pod znakiem oswajania się z nową sytuacją. Muszę przyznać, że Grzanka dobrze sobie radzi. Na początku było oczywiście trochę stresu, ale jesteśmy chyba na dobrej drodze.


Grzanka coraz rzadziej ucieka, kiedy Lucynka płacze - może się już przyzwyczaiła do tych hałasów. Chociaż czasem płacz jest tak głośny, że nie da się wytrzymać. Sama chętnie bym wtedy uciekła, gdybym mogła ;) 
Coraz częściej też podchodzi i obwąchuje Lucynkę, kiedy któreś z nas trzyma ją na rękach. Dała się nawet namówić na wspólne rodzinne zdjęcie, chociaż - jak widać - szybko chciała uciec ;)


Od kilku dni Grzanka znowu chętnie wchodzi do Lucynkowego łóżeczka. Zwykle wtedy, kiedy Lucynki tam nie ma (bo ona woli spać z nami), ale zdarza się też, że śpią w nim razem. Nie wiem, czy to dobrze, ale tak sobie myślę, że może to będzie początek pięknej przyjaźni ;)

piątek, 7 listopada 2014

Już jest!

Tydzień temu, w piątek, przyszła na świat nasza córeczka Lucynka. Posiedziała wprawdzie w moim brzuchu trochę dłużej, niż się spodziewaliśmy, ale warto było czekać :) 
Wszyscy powoli oswajamy się z nową sytuacją. Grzanka jak na razie sprawia wrażenie, jakby nie rozumiała, co się dzieje. Trzyma się na odległość i czasem tylko przychodzi nieśmiało powąchać Lucynkę albo przygląda się, jak ją karmię. W nocy co prawda śpi z nami w łóżku, ale ucieka, kiedy tylko mała zacznie płakać.


Pewnie minie trochę czasu, zanim dziewczyny się zaprzyjaźnią. Na razie cieszymy się, że Grzanka jest spokojna i chyba nie gniewa się, że mamy teraz dla niej mniej czasu.

piątek, 17 października 2014

Kontrola jakości

Prawie wszystko już gotowe na przyjęcie nowego członka rodziny. Oczywiście Grzanka nam pomagała we wszystkich przygotowaniach, a jeśli nawet nie pomagała, to teraz kontroluje efekty ;) Nie pozwoli przecież, żeby jej nowe ludzkie rodzeństwo spało na niewygodnym materacu albo miało brzydkie ciuszki. Dlatego bacznie obserwowała, jak ja składałam i porządkowałam ubranka...


...a teraz w wolnych chwilach testuje łóżeczko. Wygląda na to, że materac został zaakceptowany :)

środa, 15 października 2014

2+1+1

Połowa października to najwyższy czas, żeby zapowiedzieć kolejną z nadchodzących zmian. Było już o przeprowadzce, aklimatyzacji w nowym mieszkaniu, innym widoku za oknem itp. Ale największa zmiana dopiero nadchodzi. Otóż już za chwileczkę, już za momencik zmieni nam się model rodziny z 2+1 (rodzice + kot) na 2+1+1 (rodzice + kot + dziecko) :)


Z tej okazji wybraliśmy się niedawno do Strzyżowic na sesję fotograficzną. Grzanki oczywiście nie mogło tam zabraknąć, chociaż nie chciała za bardzo pozować...


Zdjęcia robili nam Karolina i Michał z dwudziestadruga.pl, których oczywiście bardzo polecamy! :) 

środa, 1 października 2014

Mili i niemili goście

Tak, jak już pisałam wcześniej, mieszkamy teraz trochę na uboczu, niedaleko lasu. W związku z tym mamy wokół dużo różnych - mniej i bardziej sympatycznych - zwierzaków. Z tych mniej sympatycznych przede wszystkim komary i wszelkiego innego rodzaju robactwo. Ostatnio przeżyliśmy istny nalot biedronek. Z początku nam to nie przeszkadzało, bo przecież biedronka to całkiem sympatyczny zwierz. Niestety, okazało się, że to biedronki azjatyckie, a nie nasze polskie. Na dodatek było ich naprawdę dużo. Wyczytałam w internecie, że ich ukąszenia mogą powodować alergie i problemy z oddychaniem, dlatego - głównie ze względu na Grzankę, która już się nimi zaczynała interesować - zdecydowaliśmy się ich pozbyć (w średniohumanitarny sposób niestety).


Zdecydowanie bardziej cieszą mnie odwiedziny sikorek i wróbli. Kilka dni temu zauważyłam, że ptaki zaczęły zaglądać tęsknie do naszego karmnika. To był znak, że należy rozpocząć sezon na karmienie :) 


Teraz wszyscy mamy zajęcie, bo obserwujemy już całkiem spore stadko, które się u nas stołuje. Ja je dokarmiam, Grzanka na nie szczeka, a Adam poluje na nie z aparatem :) 

wtorek, 23 września 2014

Koniec lata

Lato się skończyło. Czas więc na kilka fotek z ostatniego spaceru w tym roku...


...i trochę kolorów :)

poniedziałek, 1 września 2014

Nowy dom

Przed powrotem z Anglii zastanawialiśmy się trochę, gdzie tym razem zamieszkać. Ostatecznie wybór padł na nasz rodzinny Śląsk. W ten oto sposób Grzanka zamieszkała w familoku. 


Mieszka się nam tu na razie bardzo dobrze. Widok zamiast na ruchliwą londyńską ulicę, mamy na drzewa i ogródki. Mieszkamy w spokojnej okolicy, blisko lasu. W związku z tym w mieszkaniu jest też więcej owadów, na które Grzanka lubi polować. Nie zawsze jej na to pozwalamy, bo niestety często tymi owadami są osy. Zdarzają się też bardzo ładne pająki :)


Grzanka wydaje się też bardziej zadowolona. Na początku była trochę zestresowana, ale po kilku dniach przyzwyczaiła się do nowego miejsca. Teraz chyba cieszy się, że ma więcej miejsca do biegania, więcej okien do wyglądania, spokój i ciszę.


Jedyne, co nas martwi w związku z przeprowadzką, to to, że Grzanka znowu częściej się dusi. Wkrótce czeka nas wizyta u weterynarza.

piątek, 29 sierpnia 2014

Kot i LOT

Od naszej przeprowadzki do Polski minęły już prawie dwa tygodnie, a ja jeszcze nie miałam czasu napisać, jak to było z lotem. A było stresująco. Zaczęło się już kilka dni przed podróżą, kiedy Adam zadzwonił do infolinii LOT-u w zupełnie innej sprawie, ale przy okazji postanowił zapytać, czy z rezerwacją Grzanki wszystko jest OK. No i okazało się, że płatność co prawda przyjęli i osoba, która robiła rezerwację, powiedziała, że wszystko jest w porządku, a potem... rezerwację odrzucono, tylko nikt nas o tym nie poinformował.
Okazało się, że transporter, w którym chcieliśmy przewieźć Grzankę miał nieodpowiednie wymiary. Musieliśmy więc szybko znaleźć i zakupić odpowiedni (dużo mniejszy). Na szczęście się udało i Grzanka nawet go zaakceptowała.


No i nadszedł dzień przeprowadzki. Najpierw był płacz w taksówce, a później wielka kolejka na lotnisku. Na szczęście Grzanka zniosła to dzielnie, albo nie miała już siły płakać. Trochę ją zestresowała kontrola bezpieczeństwa, a potem znudziło oczekiwanie na lot (był półtora godziny opóźniony). 


Nie zdecydowaliśmy się na podanie jej środków uspakajających, ale cały lot cichutko przeleżała w transporterze pod siedzeniem. 
Niestety po wylądowaniu okazało się, że moja walizka gdzieś zaginęła, więc znowu musieliśmy spędzić dużo czasu na lotnisku. Ostatecznie walizka (w której był również cały dobytek Grzanki - tabletki, miseczki, zabawki itd.) dotarła do nas dopiero kilka dni później...


Na koniec czekało nas jeszcze kilka godzin w samochodzie i wieczorem po całym dniu podróży, zmęczeni dotarliśmy do nowego domu :)

Kilka informacji praktycznych. 
Kot, który chce lecieć z Anglii do Polski, musi mieć ważny paszport, mikrochip oraz szczepienie na wściekliznę (choć w naszym przypadku nikt tego nie sprawdzał).
Zwierzaka, który waży razem z transporterem do 8 kg można wziąć na pokład, ale oczywiście nie można go wypuszczać z transportera w czasie podróży. Transporter musi mieć wymiary nie większe niż 50/40/20 cm lub 45/30/20 cm (w zależności od modelu samolotu). My wybraliśmy taki plecak.
W PLL LOT bilet dla zwierzaka kosztuje 50 euro i trzeba go rezerwować telefonicznie. Na pokładzie może znajdować się tylko jeden zwierzak.


My lecieliśmy z Londynu Heathrow na warszawskie Okęcie LOT-em. Braliśmy pod uwagę również Lufthansę, ale musielibyśmy się wtedy przesiąść w Niemczech, a woleliśmy uniknąć dodatkowego stresu. Co do LOT-u to nie byliśmy szczególnie zadowoleni - głównie ze względu na brak informacji o odrzuconej rezerwacji i opóźnienie samolotu. Najważniejsze jednak, że dolecieliśmy cali i zdrowi, a Grzanka mogła być z nami przez całą podróż.

piątek, 8 sierpnia 2014

Na kartonach

Tak, jak tu już niektórzy podejrzewają, wkrótce przeprowadzamy się z powrotem do Polski. Wkrótce, czyli dokładnie za osiem dni. Na razie się przygotowujemy, bo dużo jest spraw do załatwienia i rzeczy do spakowania. Grzanka zaliczyła już ostatnią wizytę u angielskiego weterynarza i obowiązkowe szczepienie przeciw wściekliźnie. Teraz dzielnie pomaga mi pakować dobytek i pilnuje kartonów.


Tym razem nie decydujemy się na podróż drogą lądową. Szybciej i wygodniej będzie lecieć samolotem, więc skoro mamy taką możliwość (na trasie Polska - Anglia nie mogliśmy wziąć kota ze sobą do samolotu, a w drodze powrotnej możemy :)), to postanowiliśmy z niej skorzystać. Pewnie będzie z tym trochę stresów, bo Grzanka nigdy wcześniej nie leciała, ale mamy nadzieję, że nasza obecność (a może też relanium przepisane przez panią weterynarz) pomoże jej jakoś przetrwać tę straszną podróż.

czwartek, 7 sierpnia 2014

Monsieur Chat

W czasie naszej kilkudniowej wizyty w Paryżu, widziałam tylko jednego żywego kota. Wszystkie inne były w sklepach z pamiątkami (słynny Chat Noir) albo namalowane na murach. Jednego z nich już widzieliście w poprzednim poście. A oto drugi (a właściwie kolejne cztery i to w otoczeniu dziwnych postaci):


Te przejawy sztuki ulicznej tak mnie zaintrygowały, że po powrocie do domu postanowiłam sprawdzić, o co chodzi ;) Okazało się, że takich malowideł na świecie jest więcej - w samym Paryżu około 60, ale są też m. in. w innych miastach Francji, w USA, Kosowie, a nawet w Wietnamie. Koty przedstawiane są w różnych pozycjach i z różnymi atrybutami, a łączy je wszystkie wielki uśmiech. Ich autorem jest Thoma Vuille. Więcej zdjęć z Panem Kotem i informacji na jego temat znajdziecie m. in. tutajtutaj i tutaj.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Tymczasem w Paryżu...

... nad dachami latają uśmiechnięte koty ;)


A Grzanka powoli przygotowuje się do pierwszego lotu w swoim kocim życiu. Mam nadzieję, że też będzie taka uśmiechnięta ;)

niedziela, 27 lipca 2014

Walijskie przygody

Długo planowany i oczekiwany urlop w Walii już za nami. W ciągu dziewięciu dni przemierzyliśmy 2000 kilometrów i objechaliśmy ten - wydawałoby się mały kraj - wzdłuż i wszerz ;)
Wyjazd obfitował w przygody takie, jak zwiedzanie ruin zamków i opactw,

Tintern Abbey

brykanie po łąkach, nad którymi latały kanie rude,

Łąka w Llandovery
kania ruda
... obserwowanie zwierząt gospodarskich - przez okno... 


... i z bliska.


Czasem nawet ze zbyt bliskiej odległości, czego dowodem był Grzankowy atak paniki na widok gęsi.
Na szczęście nie każdy dzień był stresujący. Znalazł się też dla niej czas na odpoczynek, kiedy my wybraliśmy się zapolować z aparatem na foki i maskonury, 

Foki :)
Maskonur na wyspie Skomer
a Grzanka została w pokoju hotelowym.


W zależności od humoru Grzanka ładnie spacerowała na smyczy,

Spacer po Parku Narodowym Brecon Beacons

poznawała nowe miejsca i zapachy...

Na plaży w Parku Narodowym Pembrokeshire Coast
lub ukrywała się w plecaku,

Przy ruinach zamku w Aberystwyth
a na zwiedzanie wysyłała delegację w postaci myszki ;)

Plaża w okolicach St. David's
Na koniec wyjazdu bardzo żałowaliśmy, że nie mogliśmy zapytać Grzanki, czy jej się podobało. Nam to ciężko ocenić - czasem wydawało nam się, że jest zadowolona, a czasem myśleliśmy, że narażamy ją na zbyt wiele stresów. Nie udało nam się przewidzieć i wyeliminować wszystkich niebezpiecznych sytuacji, więc choć wyjazd zaliczylibyśmy do udanych, to myślę, że i my, i Grzanka odetchnęliśmy z ulgą, kiedy dotarliśmy w komplecie, cali i zdrowi do domu. 

Zachód słońca na wyspie Anglesey

Tym bardziej, że już wkrótce czekają nas wszystkich kolejne zmiany, stresy i przygody, ale o tym napiszę kiedy indziej ;)