poniedziałek, 31 grudnia 2012

2012 rok w skrócie

Rok się kończy, więc wypada zrobić podsumowanie - kocie i nie tylko. Najpierw kocie:
W naszym krakowskim domu gościliśmy siedem tymczasów, choć oczywiście przewinęło się przez nasze mieszkanie dużo więcej kotów - czasem tylko na kilka dni w drodze do innego domu tymczasowego, a czasem w oczekiwaniu na sterylkę i wypuszczenie na wolność :)


Ostatecznie jednak została nam tylko Grzaneczka, która niestety trochę chorowała - najpierw miała alergię, a potem wykryto u niej astmę. Na szczęście nie wygląda to bardzo poważnie i kicia dokazuje tak, jak zawsze :)


Musieliśmy się również pożegnać z dwoma znajomymi futrami - Atmosem i Puszkiem :(


Jeśli chodzi o podsumowanie niekocie, to najważniejszym wydarzeniem była przeprowadzka do Londynu, gdzie całkiem niespodziewanie zostałam kwiaciarką i trochę bardziej spodziewanie - petsitterką.


Poza tym w 2012 roku trochę udało nam się pojeździć po świecie. Byliśmy w Pradze (po raz niewiadomoktóry ;)), w Rzymie, w polskich górach, w Wielkiej Brytanii (na wycieczce i na stałe), w Portugalii... Udało nam się także spełnić moje marzenie o wyjeździe do Yellowstone i marzenie Adama o zwiedzeniu Nowego Jorku.


Widzieliśmy kilka dobrych filmów, przeczytaliśmy po kilka ciekawych książek, a mi nawet udało się wybrać na koncert Manu Chao :)
Ogólnie muszę przyznać, że jestem zadowolona z tego, jak było. Mam nadzieję, że w 2013 roku będzie nam się równie dobrze (a może nawet lepiej) powodzić. Postanowienia też już jakieś mam, ale nie będę ich zdradzać. Jeśli mi się uda je zrealizować, to się pochwalę ;)


A na koniec życzymy Wam (i sobie też ;)) udanego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Raoku! :)

czwartek, 27 grudnia 2012

O tym, jak zostałam petsitterką

Tegoroczne Święta nie były dla mnie tylko czasem jedzenia przysmaków i odpoczynku, ale też pracy. A to dlatego, że postanowiłam przerwę w sprzedawaniu kwiatów wykorzystać na coś, co już od dawna chodziło mi po głowie - na bycie petsitterką. W okresie świąteczno-noworocznym wielu Londyńczyków wyjeżdża i potrzebują kogoś, kto zajmie się przez ten czas ich zwierzakami. Uznałam, że to moja szansa na spróbowanie jak to jest być petsitterką, spędzenie miło czasu ze zwierzakami, no i przy okazji zarobienie paru funtów :)
Na moje ogłoszenie odpowiedziały trzy osoby i w ten sposób zostałam opiekunką szylkretowej kotki o imieniu Poppy,...


pakietu kocurek Lawrence + królik + rybka...


oraz - ku mojemu zaskoczeniu i początkowemu przerażeniu - ary zielonoskrzydłej o imieniu Enzo.


Na moje szczęście wszystkie zwierzaki są grzeczne - koty głośno mruczą i chcą się przytulać, a papuga do mnie gada (na razie tylko "Hello", "How are you?" i "Bye-bye", ale podobno umie więcej :)). 

środa, 26 grudnia 2012

Świąteczne prezenty i przysmaki

No i już prawie po Świętach. Grzanka - po początkowej fascynacji choinką i światełkami na oknie - postanowiła Święta zignorować. 


Podczas Wigilii spała pod łóżkiem i przyszła do nas tylko na chwilę, żeby powąchać świeczkę i sprawdzić, czy mamy dla niej coś dobrego do jedzenia :)
Nową miską, którą dostała w prezencie, nie była zachwycona. Pomyślałam, że dla kota to nie jest nic ciekawego - pusta miska. Dlatego specjalnie do kompletu upiekłam dla niej makrelowe chrupki. Okazało się jednak, że Grzanka woli swoją zwykłą karmę... :(


Gdyby jednak ktoś chciał zaryzykować i sprawić swoim kotom niespodziankę w postaci własnoręcznie zrobionych chrupek z makrelą w środku, podaję przepis: 

Składniki:
115 g makreli w puszce
120 g bułki tartej
2 łyżki oleju
2 ubite jajka

Wykonanie:
Odsączoną makrelę rozgnieść widelcem na małe kawałki i wymieszać z pozostałymi składnikami. Z powstałej masy uformować chrupki i ułożyć je na posmarowanej tłuszczem blasze. Piec 8 minut w temperaturze 180 st. C.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Wesołych Świąt!

Choinka ubrana. Grzanka pod nią siedzi i czeka na prezenty. A ja tylko na chwilkę wyłoniłam się z kuchni, żeby życzyć Wam udanych Świąt :)

wtorek, 18 grudnia 2012

Dobra wiadomość

W Grzankowie zapanowała radość. Dzisiaj odbyła się kolejna telefoniczna konsultacja z panią weterynarz i... Grzanka może nie brać już tabletek! :D
Leki powędrowały więc na dno szuflady i mamy nadzieję, że nie będziemy musieli ich w najbliższym czasie wyciągać :)


sobota, 15 grudnia 2012

Sąsiedzi cz. 2

Niedawno pisałam trochę o naszych nowych sąsiadach. Im dłużej tu mieszkamy, tym więcej tych sąsiadów poznajemy. Jeśli chodzi o koty, to myślę, że większość wychodzących już znam - m. in. marmurka, buraska i czarną młodziutką kotkę z sąsiedniej ulicy. Grzanka chyba ich nie widuje zbyt często, ale obserwuje za to czarnucha z domu naprzeciwko, no i oczywiście rudego. Bo jak wiadomo Grzanka lubi rudych ;)


Czasem widujemy też czarno-białego akrobatę, który przechadza się po naszym płocie.


A poza tym w okolicy grasują lisy. Jak tylko mi się uda zrobić któremuś z nich fotkę, to Wam pokażę :)

piątek, 7 grudnia 2012

Adoptowałam osiołka :)

Zbliża się Boże Narodzenie i na ulicach Londynu pojawia się coraz więcej wolontariuszy, zbierających pieniądze na różne organizacje charytatywne, których jest w Wielkiej Brytanii zatrzęsienie. Są również takie fundacje, które swoich wolontariuszy wysyłają, żeby chodzili po domach i namawiali ludzi do wykonywania comiesięcznych wpłat.
Właśnie taki wolontariusz przyszedł do nas pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy sobie przy grzanym winie. Adam, który został wydelegowany do otwarcia drzwi, do niczego nie dał się namówić. Ale kiedy wolontariusz sobie poszedł, zaczęliśmy rozmawiać o różnych fundacjach i ostatecznie podjęłam decyzję, że adoptuję wirtualnie jakiegoś zwierzaka.
Wtedy przypomniało mi się, że kiedy ponad rok temu byliśmy na Cyprze, odwiedziliśmy schronisko dla osłów w Vuoni. Schronisko należy do fundacji prowadzonej przez Brytyjczyków i zajmuje się głównie opieką nad osłami i mułami, które Cypryjczycy porzucają w górach, kiedy są już za stare, aby pracować. 


Więcej o fundacji i osiołkach możecie przeczytać tutaj.
No i postanowiłam adoptować osiołka. Potem dowiedziałam się, że w Wielkiej Brytanii też jest fundacja opiekująca się tymi uroczymi zwierzakami i uznałam, że to jej podopiecznego wirtualnie adoptuję. Głównie dlatego, że chciałabym "swojego" zwierzaka kiedyś odwiedzić, a Cypr jest jednak trochę daleko... Poza tym podoba mi się, że podopieczni fundacji są angażowani do pracy z dziećmi, niepełnosprawnymi i osobami starszymi, co podobno daje świetne efekty i dla ludzi, i dla zwierzaków :)
Wybór padł na Wayne'a.


Wayne jest podopiecznym The Elisabeth Svendsen Trust for Children and Donkeys (zwanego też The Donkey Sanctuary). Ma 16 lat i jest biały w brązowe łaty. Do schroniska w Ivybridge trafił w 2004 roku i był 8992 osiołkiem przyjętym przez fundację. 
Podobno jest bardzo przyjaznym zwierzakiem, lubi się bawić i z innymi osłami, i z ludźmi :) 
Mam nadzieję, że uda mi się go wkrótce odwiedzić. Na pewno Wam o tym napiszę. Na razie na ścianie naszej sypialni zawiesiłam jego portret, a na półce postawiłam osiołka-maskotkę, którą przysłano mi razem z certyfikatem adopcji Wayne'a :)

środa, 5 grudnia 2012

Łapiemy słońce

Zaczyna się angielska zima - w nocy było troszkę poniżej zera stopni i podobno nawet spadł śnieg. Teraz jednak trochę się wypogodziło i czasami nawet zza chmur wygląda słońce. Nasz futrzak oczywiście chętnie z tego korzysta :)


Wszyscy mamy też powody do radości, bo dawka lekarstwa, które podajemy Grzance, systematycznie się zmniejsza :)

wtorek, 4 grudnia 2012

Brick Lane

Niedawno razem z naszymi gośćmi z Polski, wybraliśmy się na spacer po londyńskiej Brick Lane. Wśród wielu malunków na murach wypatrzyłam takiego oto fioletowego kota:


Nie ma to, jak sprawne oko kociary, prawda? ;)
W sąsiedztwie kota jest jeszcze kilka innych murali:


Moją uwagę przykuł przykuł też wielki ptak namalowany na bocznej ścianie jednego z budynków.


Został on wykonany w takim samym stylu jak sfotografowana przeze mnie pół roku temu brooklińska wiewiórka:


Po szybkim researchu internetowym okazało się, że autorem jest artysta z Belgii - Roa i że w Londynie jest wiele jego prac. Jak tylko uda mi się wybrać na spacer jego śladami, to pokażę Wam więcej zdjęć ;)

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Grzankowe uzależnienia

Grzanka jest mądrym kotem, który reaguje na różne polecenia. Wie np. jak ma na imię i nawet czasami przychodzi, kiedy się ją zawoła. Czasem jednak jej się nie chce. Wtedy trzeba użyć przynęty, czyli otworzyć magiczną szufladę. Na jej dźwięk Grzanka przybiega z prędkością światła ;) Bo w magicznej szufladzie jest magiczne pudełko. A w magicznym pudełku - naroktyki, czyli kocie przysmaki, dla których Grzanka zrobiłaby wszystko.

środa, 21 listopada 2012

Psie historie

Po przeczytaniu historii o ulicznym kocie Bobie myślałam, że na jakiś czas odpocznę sobie od książek o zwierzakach. W księgarniach jest ich tu dużo i każda jest reklamowana podobnym hasłem - "O tym jak ja uratowałam kota, a on mnie", "Historia niezwykłej przyjaźni człowieka z kotem" itp. 
Tak się jednak składa, że obok mojej pracy jest charity shop, w którym można bardzo tanio kupić różne książki. Ostatnio, kiedy tam zajrzałam, w oczy rzuciła mi się książka o psie. Nie mogłam nie wykorzystać okazji i jej nie kupić za 1 funta :)
Książka opowiada o oficerze marynarki wojennej, który ulega wypadkowi podczas swojej służby w Zatoce Perskiej. Wraca do domu, jednak nie umie pogodzić się ze swoją niepełnosprawnością. Kiedy po kilku latach rehabilitacja daje niewielkie efekty, a jego frustracja sięga zenitu, w jego życiu pojawia się pies przewodnik - labrador Endal. Od tego momentu wszystko zmierza ku lepszemu.
Po przeczytaniu książki dowiedziałam się, że Endal był swego czasu bardzo popularny w Wielkiej Brytanii. Ja osobiście nigdy o nim nie słyszałam i byłam zaskoczona czytając o tym, jak obsługuje bankomat albo robi zakupy dla swojego właściciela :) 
Więcej o nim możecie dowiedzieć się tutaj.


Pomijając fakt, że historia jest ciekawa i wciągająca, a pies oczywiście jest bardzo mądry i wierny, książkę mogę polecić również z innego powodu. Można się z niej dowiedzieć wiele na temat przygotowania psów przewodników, sposobów ich wychowania i tego, jakie predyspozycje musi spełniać i pies i trener, aby osiągnąć sukces. Teraz już wiem, że mi prawdopodobnie zabrakłoby konsekwencji w wychowaniu takiego psiaka :)

A żebym przypadkiem nie poczuła niedosytu opowieści o psach, natknęłam się na film "Mój przyjaciel Hachiko". Film jest oparty na prawdziwej historii, która miała miejsce w Japonii w latach 20. poprzedniego wieku, ale oczywiście akcję przeniesiono do współczesnych Stanów Zjednoczonych. Zaczyna się typowo - mężczyzna znajduje szczeniaka i początkowo nie chce go przygarnąć. Potem jednak bardzo się do siebie przywiązują... Nie będę pisać więcej, bo film możecie sobie obejrzeć ;)
Chociaż nie lubię takich familijnych, wzruszających filmów, muszę przyznać, że oglądałam z dużym zaangażowaniem, podziwiając piękno i mądrość głównego psiego bohatera - Hachiko.


No i nie mogę się już doczekać, aż będę mogła przygarnąć jakiegoś psa ;)

wtorek, 20 listopada 2012

Szarlotka

Dzisiaj moje urodziny. Z tej okazji piekę szarlotkę. Grzanka oczywiście mi pomaga. Ona też ma powód do świętowania - dzwoniła pani weterynarz i powiedziała, że możemy jej zmniejszyć dawkę leku o połowę. Trzymajcie kciuki, żeby połowa też działała! :)

środa, 14 listopada 2012

Tabletki

Grzanka od tygodnia łyka tabletki sterydowe. Rano i wieczorem prowadzimy z nią negocjacje, żeby połknęła lekarstwo. Nie jest to takie proste. Tabletki są (podobno) bezsmakowe, więc i tak idzie nam lepiej, niż np. z tabletkami odrobaczającymi - tzn. nie jestem cała podrapana, a Grzanka nie drze się, jakby ją ktoś ze skóry obdzierał.
Ale żeby nie było zbyt prosto, co kilka dni musimy zmieniać taktykę. Pierwszego dnia uznałam, że skoro tabletka jest bezsmakowa, to wystarczy ją wrzucić do mokrej karmy, którą Grzanka dostaje na śniadanie. Tak też zrobiłam i spokojnie poszłam do pracy. Gdy wróciłam wieczorem, miska była prawie pusta - nie było w niej nic prócz tabletki...


Zmieniłam więc taktykę i wieczorną dawkę Grzanka dostała prosto do pyszczka. Spotkało się to jednak ze zdecydowanym sprzeciwem futrzaka. Sprzeciw udało się jakoś załagodzić przysmakami, ale następnego dnia musiałam już wymyślić coś innego.
Zawijam więc tabletki w szynkę. Na razie ta metoda działa, choć czasami muszę kilka razy próbować, bo Grzanka zjada tylko szynkę, a tabletkę wypluwa. Próbujemy jednak do skutku i zwykle za drugim albo trzecim razem się udaje ;)

piątek, 9 listopada 2012

Walka o władzę

Chyba każdy lubi sobie czasem posiedzieć w fotelu. Problem pojawia się jednak, gdy w mieszkaniu są cztery osoby i kot, a fotel tylko jeden. Jeszcze większy problem pojawia się, kiedy kot uzna, że fotel jest JEGO własnością.


Tak właśnie uznała Grzanka. Jedyny fotel w naszym mieszkaniu należy do niej i tylko do niej. Czasem łaskawie pozwala komuś na nim posiedzieć. Ale tylko przez chwilę. Potem zaczyna jej to przeszkadzać.
Jeśli Grzanka ma dobry humor, wskakuje na oparcie fotela, potem z oparcia schodzi na ramię i na kolana fotelowego intruza. Mruczy przy tym głośno, a nawet czasem liże takiego intruza po dłoniach, daje się głaskać i zachowuje się, jakby mówiła: "No zobacz, jaka jestem fajna i daj mi posiedzieć na moim fotelu". Nie trwa to jednak zbyt długo i - jeśli intruz nie skapituluje - kończy się gryzieniem po wcześniej zdezinfekowanych dłoniach ;) Zwykle to działa i Grzanka z zadowoleniem zasiada na zdobytym przemocą tronie.


Zdarza się jednak, że intruz wcale nie chce oddać tak wygodnego fotela rozpieszczonemu kotu. Wtedy wszyscy musimy wysłuchiwać najpierw miauków niezadowolenia, a potem płaczu Grzanki. Na szczęście kanapa też jest wygodna, więc Grzanka nie płacze zbyt długo ;)


środa, 7 listopada 2012

Niespodziewanka

Wyjechaliśmy na kilka dni do Parku Narodowego Peak District, czyli "w góry" (czy też raczej w pagórki ;)). 


A kiedy wróciliśmy, czekała na mnie przesyłka z nagrodą konkursową od Pauliny z bloga wyspy-bergamuta.blogspot.com. Wśród bardzo miłych różności znalazło się też coś dla Grzanki. Nie wiem, czy Paulina trafiła przypadkiem, czy wyczytała gdzieś na Grzankowie, że najlepsze są piłeczki z dzwoneczkami w środku :) I właśnie takie piłeczki dostała Grzanka. 


Dzisiaj od rana mamy więc w domu szaleństwo dzwoneczkowe - bieganie po schodach, szalone podskoki, a nawet wczołgiwanie się pod kanapę ;)


Dziękujemy! :)