wtorek, 22 stycznia 2013

Smutno...

Pamiętam, jak czekaliśmy z niecierpliwością i troszeczkę zestresowani, aż Ania z Fundacji Pod Jednym Dachem przywiezie do nas jednego z siedmiu znalezionych kociaków. Telefonicznie ustaliłyśmy, że będzie to kociczka i tyle wiedziałam. Kiedy ją zobaczyłam pierwszy raz - wciśniętą w kąt transportera i wystraszoną, sama też się przestraszyłam - nie wiedziałam jeszcze wtedy zbyt wiele o opiece nad kociakami, a ona miała nieco ponad miesiąc. Po udzieleniu krótkich instrukcji, Ania wyszła, a my zostaliśmy z maleńką biało-burą kuleczką. Adam wymyślił dla niej imię, które później okazało się strzałem w dziesiątkę - Rakija.


Szybko okazało się, że Rakija jest bardzo towarzyską koteczką. Spała z nami w łóżku, chodziła za mną po mieszkaniu. Za Grzanką też, co Grzance na początku się nie podobało. Z czasem jednak Grzanka przyzwyczaiła się do małego łobuza. Do tego, że nie może sobie pospać i że Rakija ciągle wyjada jej jedzenie z miski. My też przyzwyczailiśmy się do wszędobylskiej małej futrzanej kuleczki i śmialiśmy się, że to imię sprawiło, że kicia ma bałkański temperament ;)


Nie zapomnieliśmy jednak, że Rakija jest u nas tylko na tymczasie. Mieliśmy szczęście, bo na horyzoncie szybko pojawili się Asia i Bartek. Nie zraziło ich, że Rakija jest strasznym łobuzem, wszędzie wskakuje (szczególnie na blat kuchenny, jeśli jest na nim coś smacznego), kradnie jedzenie z talerzy i męczy inne koty. "Nie zraziło ich" to mało - oni wręcz szukali właśnie takiego kota. W ten sposób Rakija znalazła idealny dla siebie dom. W Grzankowie zapanował spokój (Grzanka odetchnęła z ulgą, że nareszcie może się wyspać) i ja też byłam spokojna, bo wiedziałam, że oddaję małą Rakiję w dobre ręce.


W nowym domu szybko się zaaklimatyzowała, zaprzyjaźniła się z kocurkiem Heniem i podbiła serca opiekunów. Przychodziła do łózka spać i się przytulać, wskakiwała na stół, jadła z Asią z jednego talerza. Dostała tyle miłości, ile tylko kotu można dać i odwdzięczała się na swój sposób tym samym. 
Aż do dzisiaj rana. Bo dzisiaj rano nagle, po krótciutkiej chorobie, postanowiła się przeprowadzić za Tęczowy Most.


Piszę Wam o tym, bo chociaż Rakija była "tylko" tymczasem, to jednak się do niej przywiązałam. I chociaż nie widziałam jej przez prawie 1,5 roku od momentu jej przeprowadzki, to kontakt z Asią i Bartkiem i świadomość, że ma cudowny dom, były dla mnie bardzo ważne. I smutno mi, że tak szybko umarła, chociaż wiem, że to nie długość kociego życia się liczy, ale jakość. Jestem wdzięczna Asi i Bartkowi za to, że przygarnęli Rakiję i dali jej najlepsze życie, jakie mogła mieć.

28 komentarzy:

  1. :( To bardzo smutne, ale cieszę się że koteczka nie umierała na ulicy, tylko została znaleziona i trafiła na kochających opiekunów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba jest jedyne pocieszenie - że ktoś się o nią troszczył...

      Usuń
  2. To smutne, ale tym bardziej i tym więcej potrzeba serca dla bezdomnych stworzeń :))Rakija miała szczęśliwy dom i z pewnością była w nim szczęśliwa i tylko to lub aż się liczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pewna, że Rakija była w swoim domu szczęśliwa - to najważniejsze.

      Usuń
  3. Przykro mi z powody Rakiji :( czytałam jej historię znałam ja a te jej oczka były cudowne :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda - śliczne miodowe oczka.

      Usuń
    2. Mówię to jako zakochana właścicielka dwóch kotów ale jej oczy są najpiękniejsze jakie do tej pory widziałam

      Usuń
  4. Kochany kotek, mogła jeszcze dłuuuugo żyć w szczęśliwym domku . Bardzo mi przykro .... kociaki tyle miejsca mają w naszych sercach, a gdy ich zabraknie robi się tak pusto. A zrozumie to tylko ten kto tez ma zwierzaki i chce/potrafi je kochać .....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, szybciutko postanowiła się przeprowadzić za Tęczowy Most. Ciekawa jestem komu teraz kradnie jedzenie z talerza ;)

      Usuń
    2. Na pewno sobie razem podkradają z Filipkiem od Amyszki z Rysią od Wilddzika i wieloma kochanymi kotkami i tez tymi zapomnianymi ..... :-(((

      Usuń
  5. Daniels mruga do siostrzyczki... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siostrzyczka pewnie to widzi i odmruguje ;) Dobrze, że reszta drinkowego rodzeństwa jest zdrowa i szczęśliwa...

      Usuń
    2. U Majtka wszystko OK, dostałam ostatnio kilka jego aktualnych zdjęć i miałam je wrzucić na bloga - dobrze, że mi przypomniałaś :)

      Usuń
  6. Pamiętam Rakiję z wpisów PJD. Faktycznie smutno, choć wiem, że są koteczki, które nawet tej chwili miłości nie zaznają...
    Pozdrawiam serdecznie razem z Wanilią i Cynamonem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rakija dostała tyle miłości, że możnaby nią obdzielić kilka kotów :) Była prawdziwą szczęściarą :)
      Pozdrawiam i przesyłam pogłaskanka dla kotów :)

      Usuń
  7. Czy wiadomo, co się stało Rakijce? Jestem bardzo zmartwiona, bo u nas są Jack i Róża - z tego co się orientuję są z tej samej partii kotków co Rakija - i już sobie dobieram do głowy, że może mają jakąś wspólną chorobę albo co :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rakija miała FIP-a. Nie ma się jednak sensu martwić na zapas, bo FIP to bardzo powszechny wirus, wiele kotów go ma, ale groźny jest dopiero kiedy się zmutuje lub przy spadku odporności. Jeśli jednak masz wątpliwości to dla spokoju można skonsultować to z weterynarzem, bo ja nie mam zbyt wiele doświadczenia z FIP-em...
      Aha, no i nie wiemy, kiedy Rakija złapała tego wirusa - możliwe, że już po oddzieleniu od rodzeństwa.

      Usuń
  8. Dzięki za informację. Rzeczywiście FIP jest nieprzewidywalny. My jesteśmy straumatyzowani po przejściach z naszymi poprzednimi kotami, stąd nasza panika o najmniejszy sygnał, że coś mogłoby być źle. A Rakija była bardzo podobna do Jacka, co nas dodatkowo poruszyło :(

    OdpowiedzUsuń
  9. To może ja się wypowiem... :( Rakisia mieszkała u nas... Była Moją Ukochaną Dziewczynką... Jeszcze tydzień temu nic nie zapowiadało tragedii :( Ona była takim radosnym, wszędobylskim kotkiem... Jeszcze w sobotę rano zanim pojechałam do szkoły na zajęcia - Rakija mruczała mi na kolanach i wyjadała śniadanie z talerza... A potem wystarczyły 3 dni, żeby odeszła :( Po prostu ciągle nie mogę uwierzyć ;(;(;( Heniuś tak samo jak ja nie radzi sobie z jej odejściem - nie potrafi jeść bez towarzystwa. Żeby coś zjeść to woła mnie albo Bartka. Dopiero wtedy - na zmiane tuląc się i podjadając z miseczki jest w stanie coś zjeść. Ciągle jej szuka. Chodzi po mieszkaniu, zagląda, a potem smutny siada na środku pokoju i patrzy się na mnie smutnym wzrokiem i miauczy, a w tym miauczeniu słychać: Ale gdzie jest Rakija??? Kiedy do nas wróci??? W nocy śpi w miejscach gdzie normalnie sypiała Rakisia... Rakisia zawsze spała przy mnie lub na mnie. Heniek wybierał męską stronę łózka - przy Bartku... Teraz śpi jak Ona - na mnie lub przy mnie... Serce mi pęka ;(;(;(

    OdpowiedzUsuń
  10. Niestety ja z FIP-em miałam już do czynienia... 2 lata temu przez 3 m-ce walczylismy o Iraczqa:

    http://www.medwet.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=465&Itemid=90

    Niestety z FIP-em wygrac się nie da...

    Jeśli chodzi o tą chorobę to nie jest tak, że koty się nim zarażają. Jest on choroba niezbadana, ale twierdzi się, że nie jest chorobą zakaźną. Inaczej Heniuś też by zachorował... Każdy kot ma w sobie ten wirus od urodzenia. Jednak nie u każdego sie on objawia. Wystarczy lekkie osłabienie organizmu u kotka... Ale tutaj tez nie ma reguły. Na FIP nie ma szczepionki, ani nie da się go wyleczyć. Dla kotków poniżej 2 zycia ta choroba jest w 100% śmiertelna... Tak naprawdę dopiero powyżej 3 roku zycia koty sa bezpieczne - nie udokumentowano żadnego przypadku, zeby na FIP zmarł kot pow. 3 roku życia... niestety Rakisia miała tylko 1 roczek i 8 miesięcy...

    FIP jest chorobą niezbadaną - nikt nie wie na 100% w jaki sposób się uaktywnia i dlaczego. Nikt tak naprawdę nie wie czy nie ma czynników zewnętrznych, ktore potrafią go wywołać... FIP wywołuja koronowirusy... Zazwyczaj nawet nie wiemy czy kotek został zaatakowany - niestety czasem - jak w przypadku Rakisi - wywołują tą chorobę. Zaczyna w brzuszku gromadzić się płyn - jest on charakterystyczny tylko dla FIP: jest ciągliwy i tworzą się w nim takie białkowe włókna... Żadna inna choroba, która może spowodować wysięk nie powoduje aż takich objawów. Dlatego mimo wszystko jesli nasz kotek ma taki płyn - to trudno liczyć, ze to cos innego :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Nienawidze tej choroby :( Zabiera Nasze Ukochane Maleństwa i nie daje nadziei... Zabrała mi Iraczqa, a teraz zabrała Rakiję... Nie potrafię się z tym pogodzić :( Nie rozumie czemu nikt nie bada tej choroby, czemu nie szuka sie na nia lekarstwa? W ciągu 2 lat odkąd odszedł Iraq NIC się w tej kwestii nie zmieniło... NIC!!! I nie wygląda, żeby cos miało się zmienić... Do tego niewielu ludzi o niej wie. Ja dopóki Iraczeq nie zachorował - nie miałam o niej pojęcia. Lecz 3 m-ce to naprawde duzo czasu na to, zeby pzonać wszelkie dostepne informacje na jej temat. Dlatego... modlilam się, zeby Rakisia dożyła 2 roku zycia... Wtedy czułabym sie pewniej...

    OdpowiedzUsuń
  12. Niestety... Zabral mi też i Rakinię.. Już jej nie ma od 3 dni... Nie radzę sobie z tym... Chyba to już jednak za dużo jak na jedno serce... Z każdym z moich kotków umarła cząstka mnie - chyba niewiele już mi tam zostało, a nadal tak gorąco kocham... Wszędzie ją widze.. Słyszę... Jak próbuję zasnąć, to mam chore sny, a w tych snach prześladuje mnie myśl "Jej juz nie ma"... Ja wiem, że Ona już nie cierpi... Wiem, ze goni z Iraczkiem i Balbinką za Tęczowym Mostem i czekaja na mnie... Ale... One powinny byc tu... Przy mnie - nie TAM!!! powinny mruczeć mi do uszka i spać na kolanach...

    Przecież zrobiłam wszystko, zeby byly najszczęśliwsze... WSZYSTKO!!!! Kochałam je z całej mocy mojego serca... I nadal Kocham... Były moimi skarbami... Dziewczynki były takimi Małymi Damami, Małymi Miauczącymi Księżniczkami... Takie Moje Małe Córeczki... I odeszły... Nie ma ich... Została ogromna pustka i ból... Ból nie do zniesienia... Chciałabym go wyłączyc, ale sie nie da... Mam wrażenie jakby mi serce miało peknąć... To nie były tylko koty - jak powie większość ludzi... To była moja RODZINA... Po cięzkim dzieciństwie miały mieć szczęśliwe, długie życie... A one wszystkie... żyły w szczęśliwości rok... I po roku ktoś decydował, ze im tego szczęścia już wystarczy...

    OdpowiedzUsuń
  13. I nie ma ich... Nie ma Iraczka... Nie ma Balbinki... A teraz odeszła Rakija... Serce mnie boli... Nie w przenośni - naprawde. Nie wiem - może pęka z żalu... ;(;(;(

    Była szczęśliwa... Tego jestem pewna. Ale powinna życ dlużej... Powinna się z nami przeprowadzić na wieś, gdzie miała się wylegiwać na słońcu na ganku lub na parapecie... Ale już jej nie ma... A ja zostalam tutaj...:(:( Jest mi tak bardzo źle :(:(:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi przykro, tym bardziej, że sami mieliśmy podobne doświadczenia, tyle że z cholernym FeLVem. Niestety wirusy to jest wyjątkowo wredne badziewie - tak u ludzi, jak i u zwierząt.
      Dla mnie (w przypadku kotków) najgorsza była bezradność - wobec małej dostępności sensownego leczenia, a przede wszystkim wobec cierpienia zwierzaków, które nie dość, że udręczone chorobą, to jeszcze procedurami diagnostycznymi i leczniczymi, których sensu zupełnie nie rozumiały, i które ostatecznie okazywały się nieskuteczne. Pamiętam, że jak dawałam Freyi zastrzyki to wyliśmy we trójkę: ona z przerażenia, a my z rozpaczy.
      Po śmierci Freyi przez tydzień nie dałam rady pracować, siedziałam w domu, schudłam 4 kg. Bardzo długo dochodziłam do siebie. Po jakimś czasie zdałam sobie sprawę, że mój stan ciała i ducha to regularna, klasyczna żałoba.
      8 miesięcy później odszedł Tygrys, ale u niego szybko poszło, nie zdążył się tak umęczyć, a poza tym my już wiedzieliśmy, że ma FeLV i każdy jego tydzień z nami jest podarunkiem od losu. Co wcale mi nie przeszkadza poryczeć się, gdy oglądam jego zdjęcia. A minęło już prawie 1,5 roku.
      Nie wiem, kto tak urządził, że zwierzęta żyją krócej od ludzi, ale spieprzył sprawę dokumentnie.
      Przykro mi, Lejka.



      Usuń
    2. Ja również ciągle nie przebolałam straty Iraczqa... Odkąd odszedł minęły już 2 lata - ale boli tak samo... Podobnie jak Ty odchorowałam Jego stratę. Musiałam wziąć urlop - bo nie byłam w stanie się na niczym skupić. Ciągle patrzyłam na Jego zdjęcia i płakałam... Potem pojawił się Heniuś,a potem Balbinka... Balbinka od początku była kotkiem, który miał małe szanse na przeżycie. Zanim ją wzieliśmy już 3-krotnie przeszła koci katar - a miała tylko 5 m-cy... Do tego podejrzewano u niej... FIP, a potem nawet białaczkę... W efekcie nie wiemy co jej było - miała problemy neurologiczne i ataki jakby padaczkowe... W badaniach... niewiele wychodziło :( U nas była 8 m-cy, podczas których zanikły wszelkie choroby - nawet z tych ataków ją wyprowadziliśmy... Aż lekki stres spowodowany wizyta obcego kota doprowadził do tego, ze umarła w trakcie jednego z takich ataków w lecznicy... :( A teraz Rakisia... Trudno mi to pojąć :( Dlaczego? Wszystkie miały ciężkie dzieciństwo - u nas mogły o nim zapomnieć... I staram się tak mysleć - że u nas dostały to czego w ich krótkim życiu było najbardziej potrzeba - dostały dom, ciepło i całą naszą miłość, jednak... to nie koi bólu :( Jeszcze bardziej uderza we mnie myśl - czemu tak krótko dano im żyć w tym szczęściu?????????

      Nigdy tego nie zrozumiem :(

      Usuń
  14. "Odwiedź nas kiedyś nasz Mruczku drogi
    gdy sie rozgościsz już w niebie,
    snem kolorowym wejdź w nasze progi,
    i powiedz - co tam u Ciebie?

    Czy wlaśnie tego się spodziewalaś
    gdy zapraszano Cię do Raju,
    i czy to wszystko co tam zastałaś
    pasuje do Twoich zwyczajów?

    Czy aureola Ci nie obrzydła,
    czy nie próbujesz jej zdrapać?
    I czy Ci dano anielskie skrzydła,
    bo przecież zawsze chciałaś latać...

    Jak sobie radzisz z niebiańskim płotem,
    czy da się tam na nim siedzieć,
    i jak się Święci obchodzą z kotem,
    też chcielibyśmy to wiedzieć...

    Czy Cię tam proszą byś mruczała ładnie
    Bogu i gronu Aniołów
    i czy też uczą, że się nie kradnie
    łakoci z anielskich stołów???

    W Raju z pewnością nie zaznasz biedy,
    święci są dobrzy i czuli,
    lecz... masz tam kogoś kto jak my kiedyś
    tak Cię do serca przytuli???

    Jeżeli nie masz, to poproś Pana,
    niech Cie odeśle z powrotem
    po to byś znowu z nami i dla nas
    tu najszczęśliwszym była kotem..."

    Tak bardzo ją kocham ;(;(;( I tak bardzo za nią tęsknię...

    OdpowiedzUsuń
  15. Jesteśmy dzisiaj po wizycie w lecznicy. Troszkę wpadłam w panikę - bo wczoraj wyczułam, że od Heniusia "niezbyt ładnie pachnie" - delikatnie to ująwszy... A po ostatnich przejściach to wolę dmuchać na zimne...Okazało się, że na "szczęście" Heniusiowi się tylko zatkały gruczoły. Ze smutku i stresu po odejściu Siostrzyczki :( Też to mocno przeżywa... :( Na szczęscie poza tym jest bardzo zdrowym kotkiem - Pani dr była z niego bardzo zadowolona... Mimo, ze nie dał sobie osłuchać serduszka - włączył mu sie traktorek i nie wyłączył przez całą wizytę...

    Pani dr Iza długo z nami rozmawiała. I jestem jej za to bardzo wdzięczna... Mamy w nich bardzo duże wsparcie... Mówiła, że mamy sie nie zadręczać - że na to co się stało naprawdę nie mieliśmy wpływu i nie ma w tym naszej winy. Że wręcz przeciwnie - gdyby nie my i nasza opieka, to Rakisia mogła żyć o wiele krócej :( Że na FIP nie ma reguły... I, że nie możemy się o nic obwiniać, bo zrobiliśmy wszystko co się dało, zeby ją uchronić od wszelkich chorób :(
    Okazało się, że obecnie sytuacja jest bardzo, bardzo zła... W 2012 roku przeprowadzono badania i wykryto, ze za FIP jest odpowiedzialny jakis jeden gen. Może być przenoszony tylko genetycznie i że ten gen posiada przynajmniej 90% populacji kotów... Nie ma reguły w jaki sposób się objawia. Tak samo nie ma reguły u jakich kotków sie uaktywni... Np. na przykładzie kotów rasowych, gdzie się zna doskonale rodowody całych pokoleń tych kotów - rownież nie da się wykryć, który z kotów zachoruje... Po prostu wszystko zalezy od organizmu... Niektóre koty sie uodparniają, a inne... :(
    W zeszłym roku ku przerażeniu lekarzy zanotowano ogromną ilość zachorowań :( Umierały całe hodowle!!! Nie tylko u nas - również w Czechach i na Słowacji... Pani doktor mowiła, że ciągle nie wiadomo jak to działa - bo FIP wg badań nie jest zakaźny... Więc ciągle nie wiadomo jak to jest, że potrafi zaatakować wszystkie koty z hodowli, lub kociaki z jednego miotu...Ostatnio mieli hodowcę, który mówi, ze... po roku od oddania kotów z jednego miotu... nagle dzień po dniu w tym samym czasie zaczął dostawać informacje od nowych właścicieli, ze ich koty umarły na FIP!!! :(:(:(

    Tak, że jak pisałam wyżej - ostatni rok poza kolejnymi niewiadomymi wniósł tylko to, że... pojawiło się dużo więcej przypadków zachorowań :( Pani dr mówi, ze to ciągle trwa... Że co chwilę trafiaja do nich ostatnio kotki, którym nie moga pomóc... I, ze jest im z tym bardzo źle, bo chcieliby pomóc, a nie moga nic zrobić...

    To jest przerażające... :(:(:(

    OdpowiedzUsuń