W Chinach rozpoczyna się dzisiaj Rok Wodnego Węża. Z tej okazji wybraliśmy się na paradę, która przeszła ulicami Londynu.
Pomyślałam sobie, że z tej okazji opowiem Wam o zwierzakach, które spotkaliśmy w czasie naszej podróży do Chin w 2009 roku. Jak zapewne wszyscy wiecie, Chińczycy niespecjalnie przejmują się losem zwierząt. Interesują się właściwie tylko tym, jak je złapać i zjeść ;) Opowieści o jedzeniu szczurów i psów nie są przesadzone.
Jedyny chyba wyjątek stanowią pandy, z których Chińczycy są dumni i które uważają za swój skarb narodowy. My odwiedziliśmy te sympatyczne zwierzaki w rezerwacie w Chengdu.
Niestety również w Chengdu widzieliśmy wygłodniałego kota w klatce stojącej przed sklepem spożywczym. Wolę nie wiedzieć, po co tam był. Ale zrobiłam tyle, ile mogłam, czyli nakarmiłam go przez kraty whiskasem. Wierzcie mi, że jeszcze nigdy nie widziałam, żeby kot tak szybko jadł. Gdyby mógł, to zjadłby tego whiskasa razem z opakowaniem i moją ręką...
Przed innym sklepem, gdzieś w wiosce, spotkaliśmy białoburego kota, który na głaskanie reagował przeraźliwym miauczeniem. Pomyślałam, że może nikt wcześniej w ten sposób go nie traktował. Na szczęście po chwili kotek się rozmruczał - może jednak wiedział, o co mi chodzi :)
W czasie całej podróży napatrzyliśmy się na dużo kociej (i psiej, i ogólnie zwierzęcej, i ludzkiej) biedy. Jedyny z tego pożytek to taki, że do domu wróciłam z postanowieniem niejedzenia mięsa :) Postanowienia do tej pory się trzymam ;)
Właściwie jedynym zadbanym kotem, którego spotkaliśmy w Chinach, był hotelowy rudzielec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz