Dzisiaj Walentynki, czyli kolejna okazja, żeby sprawić komuś prezent. A więc: ja dostałam od Adama kwiaty, a on ode mnie ciasto z serduszkiem (i z rodzynkami ;)). W związku z tym, że nadeszło południe, a prezentu dla Grzanki nie było, chyba poczuła się troszkę zapomniana i... sama postanowiła sobie prezenty wziąć.
Najpierw upolowała kawałek ciasta.
A potem postanowiła się nacieszyć zapachem (i smakiem trochę też) kwiatów.
Muszę przyznać, że nie protestowaliśmy zbyt intensywnie, bo przecież oboje ją kochamy, więc jej się należy i ciasto, i kwiaty, i spóźniona (ale za to samouciekająca) myszka.
A Grzanka się odwdzięcza na swój sposób, czyli lizaniem po twarzy i rękach ;) Chyba też nas troszkę lubi ;)
Ale ten łobuz wygląda słodko z myszką.
OdpowiedzUsuńOla G: No, nie wiem czy tak słodko - widzę wyraźnie na pierwszym planie dwa świecące się kły ! ;)
OdpowiedzUsuńMa kły, owszem. Przecież piszę, że jest łobuzem. Ale przy okazji słodkim :)
OdpowiedzUsuńCzyli każdy jakąś walentynke otrzymał :-)
OdpowiedzUsuńWidać ze Grzaneczka jak większość dziewczyn lubi róże :-)))