Nasze koty mają Dzień Kota codziennie. Zawsze im ciepło, mają pełne miseczki i całą górę zabawek. Oczywiście czasem zabieramy je do weterynarza albo nie pozwalamy gdzieś wskakiwać, ale myślę, że i tak są zadowolone z tego, że u nas mieszkają.
Zwykle nie zapraszamy na bloga gości, bo musielibyśmy to robić prawie codziennie - tak wiele jest kotów w potrzebie. Dzisiaj jednak jest tak wyjątkowy dzień, że chciałabym Wam opowiedzieć o kocie, o którym myślę od kilku dni - o Klopsiku.
Oto on:
Klopsik nie miał dotychczas zbyt wiele szczęścia w życiu. Prawdopodobnie został wyrzucony z domu w czasie największych mrozów. Przyłączył się więc do grupy bezdomnych kotów. Nie wiedział jednak, do czego służą kocie budki, nie chciał w nich spać, siedział tylko na zamarzniętej ziemi i płakał.
Aż w końcu Ktoś (czyli Kinga) się zlitował i zabrał go do weterynarza. Klopsik dostał tam własną klatkę i czekał na kastrację. A po kastracji miał trafić do nowego domu, już na zawsze. Niestety - okazało się, że jest chory na kocią białaczkę. Pani zrezygnowała z adopcji, a kotek został w lecznicy...
Kocurek jest młody (na pewno nie ma więcej, niż 2 lata), w 100% oswojony, lubi się przytulać i ma duży apetyt. I czeka...
(wszystkie fotki zrobiła Kinga)
Czeka na kogoś szalonego.
Kogoś, kto nie ma jeszcze kota, a chciałby mieć, a przy okazji nie boi się wyzwań i chciałby zrobić coś naprawdę dobrego.
Albo kogoś, kto ma już kota z białaczką i szuka dla niego towarzysza.
Albo kogoś, kto ma koty szczepione na białaczkę i jeszcze trochę miejsca w sercu (i w domu) na kolejnego kota. Na chwilę albo na zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz