Zaniepokojona tym, że rana na głowie Grzanki się nie goi, wybrałam się z nią dzisiaj do pani weterynarz. Oczywiście nie obyło się bez warczenia, syczenia i zapierania się wszystkimi czterema łapami przed wejściem do transporterka. Ale udało się ją zapakować i wyruszyłyśmy. Dobrze, że do lecznicy mamy tak blisko, bo było nam strasznie zimno. Aż Grzance nosek z jasnoróżowego zmienił się w czerwony. Na wizycie oczywiście nastąpił dalszy ciąg warczenia i syczenia...
A teraz właśnie wróciłyśmy, więc przyszedł czas, żeby zdementować to, co wcześniej pisałam. Wygląda na to, że niesłusznie oskarżyłam Florkę o pogryzienie Grzanki. Pani weterynarz uznała bowiem, że rana na głowie nie wygląda na ugryzienie, ale na objaw alergii. Na co? Nie wiem. Będę musiała uważniej obserwować dietę Grzanki.
Na swoje usprawiedliwienie napiszę tylko, że pojawienie się dziury w grzankowej głowie i przybycie Florki do nas na tymczas pokrywają się w czasie - stąd ta pomyłka.
Florka została przeproszona i pogłaskana, więc chyba się nie gniewa :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz