poniedziałek, 25 lipca 2011

Towarzysko-planująco-kulinarny weekend (jednak) w Krakowie

Mieliśmy jechać na weekend w Tatry i nie pojechaliśmy (przez pogodę).
Mieliśmy jechać do Lublina i też nie pojechaliśmy (przez chorobę Grzanki).
Sobotę i niedzielę spędziliśmy więc w Krakowie. Sobotę głównie w domu (przez niespodziewany remont) i niedzielę też (przez deszcz). Czy to znaczy, że było nudno? Skąd!


W sobotę odwiedzili nas Iza i Bartek z Fundacji Pod Jednym Dachem :) Dowiedzieliśmy się przy okazji, że Rakija jest największa z całego swojego kuzynostwa (bo sześcioro rodzeństwa okazało się jednak sześciorgiem kuzynostwa).

W niedzielę to my złożyliśmy wizytę znajomym. Rozmowa szybko zeszła na podróże, a to dlatego, że weekend był również planujący. Czyli: Wypad do Gruzji już zaplanowany! Mniej więcej i wszystko może się zmienić, ale jednak zaplanowany :) 
Akcja pocztówkowa też rozpoczęta (na forum miau i na Facebooku).


Kulinarnie weekend minął głównie pod znakiem dań węgierskich - było leczo i gulasz. A na deser szarlotka. Jeśli ktoś ma ochotę spróbować coś takiego upichcić, to w najbliższym czasie wrzucę przepisy :)

A koty? Jak zwykle - wszystko nadzorowały (szczególnie gulasz) :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz