Urlop się skończył, powoli i niechętnie wracamy do codzienności.
Przyszedł więc czas, żeby Wam opowiedzieć o kotach, które spotkaliśmy w Rzymie. A spotykaliśmy je w różnych miejscach. Najczęściej w ruinach, gdzie wygrzewały się na słoneczku. Widzieliśmy, że zawsze w pobliżu miały miski z wodą i suchym jedzonkiem, co oczywiście bardzo nas cieszyło :) Zdarzali się też turyści, którzy na teren starożytnych ruin wrzucali specjalnie dla futrzaków kawałki hamburgerów... Cóż - liczą się intencje ;)
Trochę mniej energiczne koty spotkaliśmy natomiast w Muzeach Watykańskich ;)
Jednak najczęściej odwiedzanym przez miłośników kotów miejscem w Rzymie jest ich ostoja na cmentarzu niekatolickim w dzielnicy Testaccio. Oczywiście udaliśmy się tam i my ;) Okazało się, że koty mają się tam bardzo dobrze i niemal wszystkie są grubiutkie. Przechadzają się swobodnie pomiędzy pomnikami albo skaczą z jednego nagrobka na inny.
W jednym z zakątków cmentarza wolontariusze poustawiali drewniane, wyłożone polarem domki dla kotów.
Więcej o rzymskiej ostoi kotów można przeczytać tutaj.
A wczoraj o piątej rano na lotnisku czekał na nas bury kotek. Jeśli ktoś z Was będzie w Ciampino w najbliższym czasie, dajcie znać, czy nadal tam mieszka. I czy nadal ma tyle liści w futerku ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz