środa, 12 czerwca 2013

Wakacje z Grzanką, cz. 2

Dzień 2: Donkey Sanctuary i Dartmoor
Grzanka polubiła nasz hotelowy pokój tak bardzo, że następnego dnia wcale nie chciało jej się z niego wychodzić. Zapakowaliśmy ją jednak do samochodu i wyruszyliśmy na podbój kolejnych malowniczych zakątków Anglii.
Pierwszy przystanek zrobiliśmy sobie w Ivybridge, gdzie odwiedziliśmy Wayne’a – osiołka, którego kiedyś adoptowałam. Mieszka on w oślim schronisku wraz z szesnastoma innymi zwierzakami. Oczywiście nie liczyliśmy na to, że Grzance się spodoba to towarzystwo. Byliśmy jednak zaskoczeni, kiedy okazało się, że osiołki się jej boją :)

Wayne
Wayne
Nasza wizyta u Wayne’a i spółki nie potrwała długo, bo w planach mieliśmy przejażdżkę i przechadzkę po Parku Narodowym Dartmoor. Grzanka na szlaku pieszym trochę szła na smyczy (czasem nawet była tak miła i zgadzała się kulturalnie iść ścieżką), ale przez większość czasu niosłam ją w plecaku.

Dartmoor
Przesiedziała w nim też całą naszą wizytę w pubie (poczęstowała się tylko kawałkiem ryby z obiadu Adama), a drogę powrotną do hotelu spędziła drzemiąc na półce przy tylnej szybie samochodu i patrząc ze zdziwieniem na owce włażące co chwilę na jezdnię. Tylko na chwilę weszła mi na kolana, kiedy wzięliśmy autostopowicza.

Dzień 3: Plymouth – Constantine
Dwie noce spędziliśmy na obrzeżach Plymouth, więc w końcu przyszedł czas, aby je zwiedzić. Podjechaliśmy w pobliże portu i przeszliśmy się nad oceanem, po drodze zahaczając o rowerową kawiarnię. Miasto bardzo nam się spodobało i Grzaneczce chyba też – szczególnie miejska zieleń, przez którą oczywiście zostałam przeciągnięta. Niestety w samo południe wystraszyły nas wystrzały z armaty – wzięliśmy to za znak, że musimy jechać dalej – w końcu do Kornwalii.

Plymouth
Kornwalijskie plaże i klify niestety przywitały nas wiatrem i dużym zachmurzeniem. Nie spędziliśmy tam zatem dużo czasu, a Grzanka nie była zachwycona oceanem. W małym rybackim miasteczku Polperro nawet nie wyściubiła nosa z plecaka (który dodatkowo przykryłam swoją kurtką, żeby jej nie przewiało).

Whitsand Bay
Myślę, że ucieszyła się, kiedy wieczorem dotarliśmy do położonej w środku kornwalijskiego pustkowia chatki, odpięliśmy jej smycz i powiedzieliśmy, że przez kilka dni nie będziemy się przeprowadzać :)

7 komentarzy:

  1. A Daniels nie bał się Grzanki... ogona :)

    OdpowiedzUsuń
  2. piekne ma grzanka zdjecia, wszsytkie nadaja sie w ramke:) widze ze nie bylo problemu ze znalezieniem pokoju gdzie mozna zatrzymac sie ze zwierzetami:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie było z tym problemów, wystarczyło tylko trochę poszukać :)

      Usuń
  3. super! pytanie techniczne, co z jedzeniem i kuwetowaniem? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku woziliśmy wszędzie miskę i suchą karmę, ale Grzanka nie chciała jeść w ciągu dnia. Jakoś tak się teraz nauczyła, że je rano przed wyjściem i wieczorem jak wrócimy, a w ciągu dnia tylko przysmaki i ew. kawałeczki z tego, co my jemy.
      O kuwetę się martwiłam, ale też jakoś się nauczyła, że rano i wieczorem korzysta. Jeszcze nie zaliczyliśmy żadnych wpadek w tym temacie ;)

      Usuń
  4. A to kotek zwierza świat nadal .... dzielny kotek !!!
    Zdjęcia wspaniałe, Grzaneczka widać ciekawa bardzo - chłonie oczami i wibryskami wszystko z otoczenia.
    Wspaniała kocia wycieczka .... :-)))

    OdpowiedzUsuń