niedziela, 16 czerwca 2013

Wakacje z Grzanką, cz. 4

Dzień 6: Mousehole, Land’s End, Zennor, St Ives
Grzanka jednak nie miała powodu, żeby żałować, że jej nie wzięliśmy ze sobą poprzedniego dnia, bo w czwartek była dużo lepsza pogoda i już w pełnym składzie pojechaliśmy do wioski Mousehole, z której widzieliśmy St Michael's Mount – tym razem w zupełnie innym świetle. Potem zatrzymaliśmy się na plaży i tym razem wszyscy byliśmy odważniejsi – Grzanka wyszła z plecaka, biegała po piasku i wspinała się na klify (wspięła się tak wysoko, że aż Adam musiał się też wdrapać, żeby ją ściągnąć), a my w końcu zamoczyliśmy nogi w oceanie. I nawet woda nie była bardzo zimna :)


Zimno i wietrznie było za to w Land’s End, czyli najdalej wysuniętym na zachód miejscu w Anglii. Jednak tam też Grzaneczka wykazała się odwagą (może dodał jej tej odwagi homar, którym się poczęstowała od Adama w czasie obiadu :)) i poszła na spacer. Niepokoiły ją jednak trochę latające nad nią ptaki i szum wiatru, więc spacer nie był długi. Odpowiedniejsze miejsce na dalsze przechadzki znaleźliśmy kilka wiosek od Land’s End – w Zennor. 


A ostatnim przystankiem tego dnia było urocze miasteczko St. Ives – chyba moje ulubione w Kornwalii. Grzanka chyba też nie ma nic przeciwko temu miejscu bo bardzo jej smakowały tamtejsze lody ;)

Dzień 7: Constantine  – Ilfracombe
Grzanka od rana marudziła – może przez deszczową i wietrzną pogodę się nie wyspała. Tego dnia nie było jednak takiej opcji, żeby ją zostawić samą w chatce. A to dlatego, że po zjedzeniu po raz ostatni śniadania w postaci cream tea, musieliśmy się z chatki wyprowadzić i ruszyć w dalszą drogę. 

Grzanka i coffee cream tea
Naszym celem był Devon, a konkretnie miasto Ilfracombe. Po drodze jednak zrobiliśmy sobie oczywiście kilka przystanków. Najpierw zajrzeliśmy do rybackiej (ale tym razem nie nadmorskiej, tylko nadrzecznej) wioski Padstow. Przeszliśmy się tam brzegiem rzeki o wdzięcznej nazwie Camel, a Grzanka oczywiście nie mogła sobie odmówić wdrapywania się po skałach.

Padstow
Z Padstow udaliśmy się do miejsc związanych z królem Arturem – zamku Tintagel oraz pola jego ostatniej, przegranej bitwy. W drugim z tych miejsc założono Centrum Arturiańskie, gdzie można zobaczyć krótką wystawę na temat legendarnego władcy, a potem przejść się przez las ścieżką, która prowadzi do pola bitewnego i kamienia, upamiętniającego śmierć króla Artura. Grzanka grzecznie na smyczy zwiedziła wystawę i spacerowała ścieżką do kamienia i z powrotem. 

Grzanka patrzy na kamień Króla Artura
Wyglądała na zadowoloną, a ja byłam z niej dumna, że tak ładnie nam towarzyszy w spacerze. Niestety, kiedy wracaliśmy, zobaczyła wielkiego czarnego kota i bardzo się wystraszyła. Dopiero w samochodzie trochę się uspokoiła.
Wszystkie postoje, które mieliśmy zaplanowane na później, musieliśmy niestety odwołać ze względu na pogodę i pojechaliśmy prosto do hotelu.

4 komentarze:

  1. Jak się jeździ tamtejszym Oplem? :)

    Bure dzięki białemu bardzo ładnie prezentuje się na skałach. A jak się plecak spisuje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkiem bezproblemowo się jeździło :)
      A plecak sprawował się dobrze, oprócz tego, że zaczął się pruć :/

      Usuń
  2. jaka zadowolona na plazy-usmiechnieta...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pierwszy raz jak wyszła sama z plecaka na plaży, więc chyba jest z siebie dumna ;)

      Usuń