wtorek, 4 czerwca 2013

Testujemy koci plecak

Grzanka dostała prezent urodzinowy. Tym razem to nie myszka, ani nie przysmaki, ani nawet nie piłeczki z dzwoneczkami w środku. Tym razem to jej nowy środek transportu, czyli plecak na kota ;) 

Zdecydowaliśmy się na jego zakup, ponieważ Grzanka razem z transporterem waży dokładnie tyle, że mogę ją zanieść do weterynarza albo najbliższego parku. Niestety po piętnastu minutach mam zwykle dość dźwigania tego ustrojstwa, a chcielibyśmy z Grzanką odwiedzić też dalsze zakątki Londynu (i nie tylko Londynu!).


Nasz wybór padł na torbę firmy Trixie, która może pełnić dwie funkcje - plecaka i walizki. Nam wystarczyłby plecak, bo pewnie i tak nie będziemy Grzanki za sobą ciągnąć na kółkach, no ale nic bardziej odpowiedniego do naszych potrzeb nie znaleźliśmy.

No właśnie, ten plecak wydawał nam się odpowiedni do naszych potrzeb. Pozostało jeszcze przetestowanie, czy naprawdę tak jest, no i - co ważniejsze - czy jest odpowiedni dla potrzeb Grzanki.


Testowanie zaczęliśmy w domu. Najpierw oczywiście Grzanka była bardziej zainteresowana kartonem, w którym przysłano nam plecak, niż samym plecakiem. Kiedy już udało nam się skierować jej uwagę na nowy gadżet, z początku nie wiedziała, o co chodzi. Nie chciała do niego wejść, ani dać się do niego włożyć. Dopiero wrzucanie do plecaka ulubionych przysmaków poskutkowało. Choć też nie od razu - najpierw było chodzenie dookoła, zaglądanie ze wszystkich stron i kombinowanie - jak zjeść przysmak bez wchodzenia do tego dziwnego nowego czegoś...
Okazało się, że nie da się zjeść przysmaków bez wskoczenia do plecaka. Po krótkim zapoznaniu się z jego wnętrzem, Grzanka bez protestów pozwoliła się w nim zamknąć. Potem trochę pochodziliśmy z kotem w plecaku po mieszkaniu (ale tylko trochę, bo ile można chodzić w kółko ;)).


A następnego dnia poszliśmy do parku. Adam dzielnie niósł plecak, a Grzanka dzielnie w nim siedziała, obserwując świat. Chyba jej się podobało i czuła się w nim bezpiecznie, bo kiedy na spacerze znudziło jej się bieganie i wspinanie się po murach kościoła (ach ta kocia pobożność ;)), sama postanowiła wrócić i położyć się w swoim nowym środku transportu.


Ale żeby nie było idealnie... Po pierwsze: kółek nie da się zdemontować, a niestety podczas noszenia plecaka, wbijają się w plecy. Po drugie: plecak ma boczne kieszenie, do których schowałam przysmaki Grzanki, żeby jej nimi później uprzyjemnić spacer. Niestety Grzanka je wywąchała i zdołała przegryźć materiał oddzielający ją od przysmaków. Mam nadzieję, że materiał zewnętrzny plecaka okaże się bardziej odporny na kocie zęby. Albo że Grzance nie przyjdzie do głowy tego sprawdzać :)

12 komentarzy:

  1. Szkoda ze nie bylo na rynku czegos takiego jak mialam biala Dine, bo ona z nami nawet w gory chodzila i jak sie zmeczyla to trzeba bylo ja na rekach nosic.
    Z Waszego testu wynika, ze ono ustronstwo jednak jest niedopracowane, o tych kolkach mysle. A co do wygryzionej dziury to ja mysle, ze kot przegryzie wszystko co podda sie jego zebom, kiedy chce sie dostac do swoich przysmakow ))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety te kółka są niedopracowane. Zobaczymy, jak będziemy się czuli po dłuższych spacerach z takim plecakiem. Ja wiem, że koty dla przysmaków zrobią wszystko, ale ten materiał mógłby być trochę mocniejszy. Na szczęście materiał zewnętrzny wygląda solidniej :)

      Usuń
    2. Górski kot to coś dla mnie :)

      Usuń
  2. Ooooo przydałaby mi się taka torba/walizka/plecak .... na wizyty do weta ... 8,5 kg w transporterku - nie daję rady :-)
    A Grzaneczka widzę polubiła ten mały swój azyl na polanie .... generalnie - fajny plecak ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na 8,5 kg chyba byś potrzebowała czegoś solidniejszego. W opisie było napisane, że ta torba jest odpowiednia dla zwierzaków do 8 kg...

      Usuń
    2. Hahahaha to muszę Tygryska odchudzić :-)))

      Usuń
  3. Fajny pomysł taki plecak:) Jednak szczegóły trzeba w nim dopracować.
    Jak wyglądały Wasze pierwsze spacery na smyczy? W sobotę będzie już z nami Lunek. Nie chcę go tutaj wypuszczać samego na zewnątrz, dlatego zakupiłam szelki i smycz. Ciekawa jestem jak Lunek do tego podejdzie;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczynaliśmy od zakładania Grzance szelek w domu, żeby się do nich przyzwyczaiła. Potem chodziła na smyczy po balkonie. Jak już się przyzwyczaiła, to zaczęliśmy co jakiś czas wychodzić na spacerki.
      Niestety raz udało jej się wyswobodzić z szelek. Myślałam, że ma je za ciasne i trochę poluzowałam, a ona kilkoma zwinnymi ruchami się z nich wyplątała. Na szczęście to było na ogrodzonym ze wszystkich stron podwórku, więc szybko udało mi się ją złapać, ale strachu się najadłam...
      Także trzeba uważać. No i nie każdy kot lubi takie spacery.
      Lunek już jedzie? Trzymam kciuki, żeby przetrwał dzielnie podróż! :)

      Usuń
    2. Lunek przyjechał do nas w sobotę wieczorem. Tak mocno mi serce biło kiedy zobaczyłam podjeżdżający samochód.
      Nie spodziewałam się, że Lunek zaraz po wyjęciu z transportera zacznie się tulić i ocierać główką o nasze policzki:) Widać było, jak bardzo się cieszy, że w końcu jest z nami:)

      Dziękuję za Twoje porady.
      Tutaj na miejscu kupiliśmy karmę iams. Suchą Lunek polubił ale nie chce jeść wcale mokrej... szkoda, bo kupiliśmy dwa pudła po 40 torebek w każdym:P

      Pozdrawiam ciepło:)

      Usuń
    3. Stęsknił się chłopak za Wami :) Cieszę się, że dojechał bez problemu. A co do karmy, to może jeszcze mu posmakuje :)

      Usuń
  4. Grzanka, to najbardziej podróżniczy kotek, jakiego znam! Wygląda na ciekawą świata i zadowoloną z wycieczek. Ale jej się trafili fajni właściciele.. (^^,)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staramy się być jak najlepszymi właścicielami ;) A spacerki ostatnio poszły w odstawkę, bo brak czasu i upały...

      Usuń