Niespodzianka Pierwsza:
Korek przed terminalem promowym.
Korek przed terminalem promowym.
Cała dotychczasowa podróż minęła
bezproblemowo – ani raz się nie zgubiliśmy (tu ukłony w stronę naszych dzielnych
kierowców ;)), nie staliśmy w korkach itp. Tym większe było nasze zdziwienie,
kiedy ostatni odcinek drogi pokonywaliśmy w tempie wolniejszym, niż gdybyśmy
szli. Już zaczynaliśmy się stresować, bo jako piesi pasażerowie i kot
musieliśmy stawić się do odprawy godzinę przed planowanym odejściem promu. A bilety
na konkretną godzinę mieliśmy kupione wcześniej przez Internet (polecam takie
rozwiązanie wszystkim podróżującym – w innym wypadku może okazać się, że na
dany dzień biletów już nie ma...).
Niespodzianka Druga:
Zmiana
godziny odejścia promu.
Kiedy już dotarliśmy na miejsce,
udaliśmy się do kasy. W kasie dowiedzieliśmy się, że nasz prom odpłynie pół
godziny później, niż to było planowane. Trudno, poczekamy.
Niespodzianka Trzecia:
Kontrola
weterynaryjna.
Od początku podróży niepokój
wzbudzało we mnie coś, co szumnie nazywane jest kontrolą weterynaryjną na
granicy. Nie byłam pewna, czy taka kontrola jest przeprowadzana przed wejściem
na prom, czy po dopłynięciu do Dover i jak dokładnie ona wygląda. Wydawała mi
się czymś bardzo skomplikowanym, skoro na lotnisku trzeba za nią zapłacić 150
funtów...
No i przede wszystkim – co, jeśli
czegoś nie dopilnowałam i jednak Grzanki nie wpuszczą do Wielkiej Brytanii?
A kontrola wyglądała następująco:
W kasie biletowej, w której wymienialiśmy potwierdzenia rezerwacji na bilety,
kasjer przejrzał nasze paszporty i paszport Grzanki, a następnie podał nam
czytnik mikroczipów i kazał nam sczytać czip naszego kota. Spojrzał, czy
sczytany numer zgadza się z numerem w paszporcie i... koniec. Zdziwieni
pytaliśmy, czy mamy jeszcze się spodziewać jakiejś kontroli po przypłynięciu do
Wielkiej Brytanii, ale okazało się, że to już wszystko :)
Niespodzianka Czwarta:
Ratunku! Zabierają
nam Grzankę!
Stało się to, czego się
obawiałam. Wiedziałam wcześniej, że osoby, które podróżują samochodami ze
zwierzakami, mają obowiązek te zwierzaki zostawić w pojazdach na czas podróży
promem, a sami przejść na pokład. Wierzyłam jednak, że my, jako piesi
pasażerowie, będziemy mogli jakoś wejść na pokład z Grzanką. Okazało się, że
nie. Przy wsiadaniu na prom bardzo miły pan z obsługi wziął od nas transporter,
a widząc moją przerażoną minę, zapewnił nas żarliwie, że dobrze zaopiekują się naszym
kotem. Nie miałam wyjścia – musiałam ją oddać. Adam przekonywał mnie oczywiście,
że to tylko 1,5 godziny, ale wiecie, jak to jest... Nie wiem, kto był bardziej
zestresowany – Grzanka czy ja. Na dodatek odejście promu opóźniło się o kolejne
pół godziny...
Niespodzianka Piąta:
Dopłynęliśmy! Grzanka przeżyła i wygląda na tylko trochę przestraszoną!
Jesteśmy w Dover! W Wielkiej Brytanii! :)
Tak minęło pierwsze 19 godzin
naszej podróży. Zostały jeszcze trzy. O nich będzie tradycyjnie – w następnym
poście ;)
PS Ostatnio dostałam maila z firmy promowej - poinformowano mnie, że nie ma już możliwości, by pasażerowie pieszy podróżowali ze zwierzakami. Zwierzaki podczas podróży mają być w samochodzie właściciela, czyli nie masz samochodu = nie możesz wziąć zwierzaka :(
PS Ostatnio dostałam maila z firmy promowej - poinformowano mnie, że nie ma już możliwości, by pasażerowie pieszy podróżowali ze zwierzakami. Zwierzaki podczas podróży mają być w samochodzie właściciela, czyli nie masz samochodu = nie możesz wziąć zwierzaka :(
Nadal podziwiam dzielnego kotka i Ciebie Asiu ... Powodzenia :-)))
OdpowiedzUsuńMy również nagimnastykowaliśmy się strasznie żeby zabrać futro do UK. Jestem zaskoczona typem transporterka. Rozważałam transport promem "na pieszo", ale ten transporter... Po instrukcji na stronie przewoźnika wyobrażałam sobie ogromny transporter, specjalnie przeznaczony na promy. Przeprowadzaliśmy się na początku sierpnia. Leciałam z moją Lady samolotem do Paryża (4h z przesiadką), na kolankach i z przekąskami w trakcie. Potem podwózka wypożyczonym autem do Londynu (również przez prom). A teraz problem- Święta.... Dochodzę do wniosku, że nie jest to kraj dla Kotów:)Samolotem nie pozwalają, ulubioną karmę futra ciężko tu dostać, brak oswojonej pani weterynarz...dobrze że miska pełna, to Lady trzyma fason. Pozdrawiam i jestem pod wrażeniem. Mam nadzieję, że skorzystam z Waszych promowych doświadczeń.
OdpowiedzUsuńMy na razie mamy jeszcze zapas ulubionej karmy i ulubionego żwirku przywieziony z Polski, ale wkrótce będziemy musieli wypróbować tutejszą karmę... Ciekawa jestem, jak Grzanka zareaguje. Na szczęście nie jest zbyt wybredna.
UsuńNo i my nie planujemy zabierać jej do Polski jak będziemy jeździć odwiedzać rodzinkę - to za duży stres, a na szczęście będziemy mieli zaufane osoby, pod opieką których zostanie :) Ale oczywiście życzę powodzenia!