środa, 5 września 2012

Podróż - cz. 3: Promowe niespodzianki

Niespodzianka Pierwsza: 
Korek przed terminalem promowym.

Cała dotychczasowa podróż minęła bezproblemowo – ani raz się nie zgubiliśmy (tu ukłony w stronę naszych dzielnych kierowców ;)), nie staliśmy w korkach itp. Tym większe było nasze zdziwienie, kiedy ostatni odcinek drogi pokonywaliśmy w tempie wolniejszym, niż gdybyśmy szli. Już zaczynaliśmy się stresować, bo jako piesi pasażerowie i kot musieliśmy stawić się do odprawy godzinę przed planowanym odejściem promu. A bilety na konkretną godzinę mieliśmy kupione wcześniej przez Internet (polecam takie rozwiązanie wszystkim podróżującym – w innym wypadku może okazać się, że na dany dzień biletów już nie ma...).

Niespodzianka Druga: 
Zmiana godziny odejścia promu.

Kiedy już dotarliśmy na miejsce, udaliśmy się do kasy. W kasie dowiedzieliśmy się, że nasz prom odpłynie pół godziny później, niż to było planowane. Trudno, poczekamy.


Niespodzianka Trzecia: 
Kontrola weterynaryjna.

Od początku podróży niepokój wzbudzało we mnie coś, co szumnie nazywane jest kontrolą weterynaryjną na granicy. Nie byłam pewna, czy taka kontrola jest przeprowadzana przed wejściem na prom, czy po dopłynięciu do Dover i jak dokładnie ona wygląda. Wydawała mi się czymś bardzo skomplikowanym, skoro na lotnisku trzeba za nią zapłacić 150 funtów...
No i przede wszystkim – co, jeśli czegoś nie dopilnowałam i jednak Grzanki nie wpuszczą do Wielkiej Brytanii?
A kontrola wyglądała następująco: W kasie biletowej, w której wymienialiśmy potwierdzenia rezerwacji na bilety, kasjer przejrzał nasze paszporty i paszport Grzanki, a następnie podał nam czytnik mikroczipów i kazał nam sczytać czip naszego kota. Spojrzał, czy sczytany numer zgadza się z numerem w paszporcie i... koniec. Zdziwieni pytaliśmy, czy mamy jeszcze się spodziewać jakiejś kontroli po przypłynięciu do Wielkiej Brytanii, ale okazało się, że to już wszystko :)

Niespodzianka Czwarta: 
Ratunku! Zabierają nam Grzankę!

Stało się to, czego się obawiałam. Wiedziałam wcześniej, że osoby, które podróżują samochodami ze zwierzakami, mają obowiązek te zwierzaki zostawić w pojazdach na czas podróży promem, a sami przejść na pokład. Wierzyłam jednak, że my, jako piesi pasażerowie, będziemy mogli jakoś wejść na pokład z Grzanką. Okazało się, że nie. Przy wsiadaniu na prom bardzo miły pan z obsługi wziął od nas transporter, a widząc moją przerażoną minę, zapewnił nas żarliwie, że dobrze zaopiekują się naszym kotem. Nie miałam wyjścia – musiałam ją oddać. Adam przekonywał mnie oczywiście, że to tylko 1,5 godziny, ale wiecie, jak to jest... Nie wiem, kto był bardziej zestresowany – Grzanka czy ja. Na dodatek odejście promu opóźniło się o kolejne pół godziny...

Niespodzianka Piąta: 
Dopłynęliśmy! Grzanka przeżyła i wygląda na tylko trochę przestraszoną! 
Jesteśmy w Dover! W Wielkiej Brytanii! :)

Tak minęło pierwsze 19 godzin naszej podróży. Zostały jeszcze trzy. O nich będzie tradycyjnie – w następnym poście ;)

PS Ostatnio dostałam maila z firmy promowej - poinformowano mnie, że nie ma już możliwości, by pasażerowie pieszy podróżowali ze zwierzakami. Zwierzaki podczas podróży mają być w samochodzie właściciela, czyli nie masz samochodu = nie możesz wziąć zwierzaka :(

3 komentarze:

  1. Nadal podziwiam dzielnego kotka i Ciebie Asiu ... Powodzenia :-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. My również nagimnastykowaliśmy się strasznie żeby zabrać futro do UK. Jestem zaskoczona typem transporterka. Rozważałam transport promem "na pieszo", ale ten transporter... Po instrukcji na stronie przewoźnika wyobrażałam sobie ogromny transporter, specjalnie przeznaczony na promy. Przeprowadzaliśmy się na początku sierpnia. Leciałam z moją Lady samolotem do Paryża (4h z przesiadką), na kolankach i z przekąskami w trakcie. Potem podwózka wypożyczonym autem do Londynu (również przez prom). A teraz problem- Święta.... Dochodzę do wniosku, że nie jest to kraj dla Kotów:)Samolotem nie pozwalają, ulubioną karmę futra ciężko tu dostać, brak oswojonej pani weterynarz...dobrze że miska pełna, to Lady trzyma fason. Pozdrawiam i jestem pod wrażeniem. Mam nadzieję, że skorzystam z Waszych promowych doświadczeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My na razie mamy jeszcze zapas ulubionej karmy i ulubionego żwirku przywieziony z Polski, ale wkrótce będziemy musieli wypróbować tutejszą karmę... Ciekawa jestem, jak Grzanka zareaguje. Na szczęście nie jest zbyt wybredna.

      No i my nie planujemy zabierać jej do Polski jak będziemy jeździć odwiedzać rodzinkę - to za duży stres, a na szczęście będziemy mieli zaufane osoby, pod opieką których zostanie :) Ale oczywiście życzę powodzenia!

      Usuń