czwartek, 6 września 2012

Podróż - cz. 4: Dover - Londyn

Przez opóźnienie promu uciekł nam pociąg, na który mieliśmy zarezerwowane bilety. Prawie spóźniliśmy się również na kolejny pociąg, który był już ostatnim jadącym tego dnia do Londynu. Żeby uniknąć przymusowego spędzenia nocy na dworcu kolejowym w Dover, wzięliśmy taksówkę i udało nam się niemal w ostatniej chwili zdążyć. Grzanka była lekko zdziwiona, dlaczego tak się spieszymy, co znowu się dzieje, czemu znowu jedziemy samochodem, a potem pociągiem. Siedziała cały czas w transporterku albo na moich kolanach i nawet nie chciało jej się zwiedzać nowego terenu. Wcale jej się nie dziwię, jeśli wezmę pod uwagę, że Brytyjczycy w sobotni wieczór zachowują się bardzo głośno – również ci podróżujący pociągami. 


W Londynie wysiedliśmy na stacji Stratford International, czyli w samym centrum Paraolimpiady. Kiedy więc drzwi od pociągu się otworzyły, a tłum ludzi zobaczył, że w transporterze jest kot, usłyszeliśmy głośne, pełne zachwytu: „Ooooo” :) To chyba znak, że również w Wielkiej Brytanii Grzanka zrobi karierę ;)
Do domu jechaliśmy metrem i kolejką miejską z dwiema przesiadkami. Na każdej stacji ktoś nam się bacznie przyglądał. Może wyglądaliśmy dziwnie z kotem w środku nocy w wielkim mieście...
Ok. 1 w nocy dotarliśmy. Po 22 godzinach w drodze – 22 godzinach, w czasie których Grzanka była w sześciu krajach (w Polsce, w Niemczech, w Holandii, w Belgii i we Francji), jechała kilkoma środkami transportu (samochodem, promem, autobusem, taksówką, pociągiem, metrem i kolejką miejską), a nawet windą ;) i co najważniejsze – była bardzo dzielna. A ja jako jej „mama” jestem z niej bardzo dumna!

Cieszy mnie również to, że przez całą podróż Grzance dopisywał apetyt i wcinała suchą karmę. Moje obawy o to, że kicia będzie się bardzo stresować, okazały się nieuzasadnione. Nie wiem, czy jest to zasługa Kalm Aidu, który podawałam jej już dwa dni przed wyjazdem, czy ona po prostu lubi podróżować. Myślę jednak, że warto podawać takie środki kotu przed tak długą podróżą. Według zapewnień weterynarza jest to on całkiem bezpieczny, nie powoduje skutków ubocznych, a wygląda na to, że pomaga.

Uff, to koniec opowieści o naszej podróży... Teraz się aklimatyzujemy. Początki są trochę ciężkie, ale będzie OK, bo jest z nami Grzanka, a nie od dziś wiadomo, że...

3 komentarze:

  1. całą historię podróży czytałam z wypiekami na twarzy nie mogąc doczekać się następnego ciągu... pozdrowienia dla dzielnej Grzanki i niech się Wam tam szczęści :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Powodzenia w "nowym zyciu " :-)))

    OdpowiedzUsuń
  3. .. ja myślę, że to nie zasługa tabletek, ale Grzanka zasmakowała podróżowania i jej się spodobało. (^^,) Powodzenia Waszej trójce! Fajnie, że jesteście w komplecie! Pozdrawiam, również ze stolicy! ;D

    OdpowiedzUsuń