Kiedyś dawno temu, kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Krakowie na Kazimierzu, mieliśmy w sąsiedztwie rudego kocura o jakże zaskakującym imieniu Rudy. Grzanka posyłała mu tęskne spojrzenia z balkonu, a on w odpowiedzi nawet czasem coś zamiauczał. Na tym jednak skończyła się ta kocia znajomość, jako że i Grzanka, i Rudy wychodzili na balkony na smyczach, które uniemożliwiały im bliższy kontakt.
Teraz mieszkamy w Londynie i mamy zewnętrzną klatkę schodową, po której czasem spaceruję z Grzanką na smyczy (na podwórko jeszcze się nie odważyła zejść).
Podczas jednego z takich spacerów spotkałyśmy sąsiada - wielkiego rudego kocura, wygrzewającego się na parapecie okiennym w sąsiednim mieszkaniu. Kiedy rudzielec zobaczył Grzankę, zaczął się łasić do szyby, która nas od niego dzieliła. Z uniesionym ogonem coś miauczał. Niestety nie zrozumiałyśmy, o co mu chodziło - może miauczał po angielsku, a może szyba za bardzo wyciszała dźwięki. W każdym razie Grzanka patrzyła na niego wielce zdziwiona, a jej serce mocniej zabiło... ;)
No to się szykuje romans po sąsiedzku :-)))
OdpowiedzUsuńRomans przez szybę ;))
UsuńCiekawe kolory ma ten kocurro :-)
OdpowiedzUsuńGrzanka będzie miała towarzystwo ...
Chciałabym, żeby miała jakieś kocie towarzystwo bardziej "na stałe" ;)
UsuńAleż ten rudy kotek ma zgrabną dupkę ;)
OdpowiedzUsuńNie chciał pozować w drugą stronę, a ja nie chciałam tak jakoś ostentacyjnie mu robić zdjęć... ;)
Usuń